Zwolnienia w lewackich merdiach

Napisaliśmy niedawno o tym jak to lewacki portal Puffington Host wywalił na bruk etatowych partyjnych agitatorów, nie wiedzieć czemu „dziennikarzami” zwanych. Dzisiaj napiszemy o tym trochę więcej aby dać Państwu trochę tła całej sprawy.

To że merdia są w Ameryce (jak i w Europie oraz , w trochę mniejszym stopniu, Polsce) lewicowe a dziennikarze to żadni obiektywni i bezstronni zbieracze informacji ale płatne pachołki lewactwa – pisaliśmy już dawno i podawaliśmy konkretne przykłady. Ale portal Puffington Host stanowił przypadek szczególny – nawet jak na standardy merdiów. Tam stężenie lewackiej głupoty osiągnęło poziomy takie, ze nawet w Gazwybie uznano by, że to lekka przesada. (Przypominamy: Gdy Mariusz Zawadzki w swoim ideologicznym zacietrzewieniu przekroczył granicę śmieszności, to został z Gazwybu wylany).

Otóż swego czasu w onym Puffington Host jakaś redaktoressa Chloe Angyal przyjęta została, której to redaktoressy historię tutaj poznać możecie,  a która to redaktoressa do pracy na odcinku propagandy z zaciekłością stalinowskiej działaczki ZMP przystąpiła. Jako zadanie bojowe dostała stworzyć dział opinii. Do roboty zabrała się z partyjnym zapałem, oświadczając: Od tej pory wprowadzamy ścisłe kwoty rasowe wśród autorów: Biali mężczyźni nie mogą publikować więcej niż 50% tekstów. Procent tekstów pisanych przez Azjatów ma być taki jak procent Azjatów w populacji lub większy. A do tego będziemy promować teksty autorów transpłciowych.

Miesiąc później Chloe Angyal odtrąbiła postęp na odcinku pracy ideologicznej oraz dała sprawozdanie wykonania realizacji planu „dać w dupę białym”: 63% tekstów kobiet, wliczając w to teksty pojebów uważających się za kobiety, 53% tekstów pisanych przez kolorowych. I tak to trwało: Pani Chloe publikowała coraz to kolejne statystyki jak to autorzy biali i mężczyźni są eliminowani i zastępowani kolorowymi, kobietami oraz zboczeńcami. Wszystko w imię „diversity”, czyli różnorodności, która to „diversity” dla lewactwa bożyszcze stanowi.

Oczywiście – wszystko ma swoje granice. Ktoś dowcipny opublikował zdjęcie komitetu redakcyjnego działu opinii „Puffington Host”. Okazało się, że Redakcja wyznaje zasadę: Różnorodność jest ok, dla innych ale nie dla nas. Całe gremium składało się tylko i wyłącznie z białych harpii. Żadnych kobiet murzyńskich czy latynoskich. Żadnych, ma się rozumieć, mężczyzn. No ale dla czytelników, którzy Krynicę Wszelkiej mądrości, czyli Stronę Wielkiego Wodza czytają nie jest żadnym zaskoczeniem, to, że istnieją organizacje zawodowo obroną Murzynów się zajmujące – i wielkie kokosy na tej obronie wyciągające – które to organizacje z zasady nie przyjmują do pracy Murzynów. Murzyni są od tego aby na nich zarabiać a nie od tego aby się z nimi zyskami dzielić. Więc to, że dział opinii nie miał ani jednej edytorki-Murzynki dziwić nikogo nie powinno.

W każdym razie Pani Chloe oraz jej siostry-feminazistki stworzyły w Puffington Host dział opinii dosłownie wcielając w życie program zarysowany swego czasu przez Gazwyb: „Koniec świata heteroseksualnych białych samców”. Niestety – program skończył się tak jak się skończyć musiał. Można sobie walczyć z męska dominacją, ale rzeczywistość jest taka, że koniec końców trzeba publikować autorów, których ludzie chcą czytać. Nie wystarczy wprowadzić kwoty dla autorów kolorowych: Trzeba jeszcze znaleźć takich, którzy mają coś do powiedzenia. Nie wystarczy publikować autorów „transpłciowych” – trzeba jeszcze jakoś (jak?) sprawić, żeby czytelników zaczęły interesować wyznania osobników chorych na umyśle.

A jeżeli tego nie zrobimy – to okazuje się, że rzeczywistości  oszukać się nie da: publikowanie autorów według kryteriów rasowych oraz preferencji seksualnych – a nie według talentu – przekłada się na spadek czytelnictwa. A to się przekłada na spadek liczby kliknięć, ten zaś na spadek wpływów z reklam. A koniec końców, żeby portal nie wiemy nawet jak miał linię ideologicznie słuszną, to jakoś rachunki opłacić musi.

Hersztowie Puffington Host też w końcu stanęli wobec brutalnej prawdy: możecie sobie krzyczeć o „końcu świata białych samców”, ale rachunki płacić trzeba. I zrobili to co było nieuchronne: cały dział opinii, co do jednej edytorki, włącznie z panią Chloe Angyal, wywalili na bruk.

Teraz Pani Chloe Angyal postuje na swojej stronie na twitterze, że jeżeli potrzebujecie edytorki wyspecjalizowanej w tematyce gender, to ona jest zainteresowana…

Bardzo nas to wszystko cieszy. Teraz redaktoressa będzie teraz musiała zdobyć prawdziwą pracę. A ponieważ – jak nas ona oraz podobne do niej pizdunie zapewniały – pomiędzy płciami nie ma różnic biologicznych, więc nie sprawi jej żadnej trudności opanowanie sztuki programowania lub instalowania paneli słonecznych lub podjęcie się pracy w kopalni – gdyż  kobiety są do tych prac tak samo predestynowane jak mężczyźni. Tak mówiły – nieprawdaż? Ponadto będzie musiała zetknąć się z prawdziwymi problemami, prawdziwych ludzi, będzie musiała aby walczyć o to aby jej wystarczyło do pierwszego – a nie o koedukacyjne kible dla pojebów. Może nawet zrozumie, że cała ta ideologia gender, na która zmarnowała pierwszą połowę życia to jeden wielki zbiór idiotyzmów?

Nauka, jak mówią, najlepiej do głowy wchodzi przez dupę.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz